niedziela, 18 stycznia 2009

Japońskie rozmowy w sprawie pracy...

Po tygodniu wydzwaniania do mnie (jakoś tak nigdy nie zdążyłam odebrać) bardzo zdesperowana pani ze szkoły językowej dziękuje mi, że odebrałam telefon po czym przystępuje do zadawania szeregu głupich pytań:

- Jak długo jesteś w Japonii?
- 2 tygodnie.
- Oooooo! REALLY?!
- ...
- Dlaczego wysłałaś nam CV?
- Yyyy, bo szukam pracy! (Tu pewnie powinnam powiedzieć jacy są cudowni i w ogóle).
- Co robisz w Japonii?
- Zwiedzam sobie i jak już mówiłam, szukam pracy.
- Acha... Jakiego rodzaju masz CV?
- ?!?
- Aaaa nie, jakiego rodzaju pracy szukasz?
- Zdawało mi się, że wysłałam CV do szkoły językowej....

Po czym pani dochodzi do wniosku, że chciałaby się spotkać na rozmowę i przystępuje do wymyślenia terminu...

- W piątek o 21?
- ?! o 21 czy o 9 rano?
- o 21.
- Acha. Niech będzie.

Po czym pani mysli, mysli... i w końcu mówi:

- Jesteś już w Japonii?
- ?! No przecież mówiłam, że jestem!
- Acha, no to umówmy się na jutro o 20.
- W niedzielę??

I tym sposobem w NIEDZIELĘ o 20.00 udałam się na swoją pierwszą japońską rozmowę o pracę.

Wchodzę do biura na 4 piętrze ciasnego budynku. Otwierają drzwi i każą mi zdjąć buty! Jak powszechnie wiadomo, w Japonii zdejmowanie butów jest tradycją i jest konieczne w wielu miejscach, czasem nawet w restauracjach, ale nie przesadzajmy - przyszłam w celach biznesowych... Tak więc zdejmuję kozaki pokazując im odblaskowe skarpetki w paski (całe szczęście, że bez dziury), sadzają mnie na krześle i każą czekać. No to czekam. Za chwilę przybiega skośny, przedstawia się i mówi, że będzie ze mną rozmawiał. Skośny ma garnitur, a na nogach... klapki, bez skarpetek. Przychodzi mi do głowy pytanie czy mogę zrobić zdjęcie, bo na bloga by mi się przydało, ale się powstrzymuje (w związku z czym tylko swoje skarpetki mogę opublikować).

Skośny ma przed sobą moje CV całe popodkreślane i pozaznaczane odblaskowym mazakiem. Myśli, myśli... aż w końcu zaczyna zadawać pytania na temat mojej historii pracy. W końcu coś mu zaczyna nie pasować, więc mówi:

- Ale urodziłaś się w Polsce??
- Tak.
- Acha, acha.. hmmm... (Ciekawe gdzie to...) ale te uniwersytety to skończyłaś w Irlandii?
- Nie, w Polsce.
- Acha... (Jak to tak, ona nie native i umie mówić, a ja nie umiem!)

Przetrawił jakoś to, że ja umiem, a on nie, więc pada kolejne pytanie:

- Jak długo chcesz zostać w Japonii?
- Z jakieś pół roku.
- Tylko?!
- (Spróbuj skośny pojechać do Europy i tam posiedzieć dłużej...) Może dłużej jeśli mi się spodoba.
- Ojej, to niedobrze, to chyba nie możemy ci dać pracy, bo to praca przez internet!
- Wiem - mówię - więc co za różnica gdzie jestem?
- No bo to inna strefa czasowa jak polecisz do Europy, a my mamy z góry ustalone grafiki.
- OK. Ale jak polecę to dopiero za pół roku!
- No tak.. ale czasem nauczyciele jak lecą do domu to może.. eee.. no może u nich nie ma dobrego internetu!
- W POLSCE JEST INTERNET (Nie marnuj mojego czasu bezskarpetkowcu!)
- Acha.. no, tak, to dobrze.. bo to praca przez internet!... To jak polecisz do Polski albo gdzieś indziej, to do nas zadzwoń i wtedy możemy współpracować.

Gdzie tu logika, nie wiadomo.

2 komentarze:

  1. hyhyy :) a wydaje sie ze oni sa myslacymi ludzmi a tu o ... :) po chuj masz do nich dzwonic jak bedziesz w Polsce...?

    OdpowiedzUsuń
  2. prosimy o nieuzywanie brzydkich slow :P
    no wiec ogolnie to nie wiadomo, moze chca sprawdzic czy w Polsce sa telefony :D

    OdpowiedzUsuń