środa, 28 stycznia 2009

Weekend snowboardowy

Byliśmy ostatnio w Nagano :) (Tam, gdzie w 1998 była olimpiada! :)). Stoki fajne, długie i dużo sniegu, sprzęt też nienajgorszy (jak wiadomo z powodów praktycznych moja osobista deseczka musiała zostać w domu). Jedyne co było trochę 'zacofane' w porównaniu do stoków np. w Austrii to wyciągi! OKROPNE! Po pierwsze wiekszość to tylko krzesełka 2 osobowe, na które się wsiada z deską przypiętą do jednej nogi - żadnego zabezpieczenia jakby komuś przyszło do głowy zeskoczyć, żadnego oparcia na nogi, nic. No i tak sobie biedny snowboardzista siedzi, deska wisi, noga boli.. a na końcu przy zjezdzie z wyciągu w 50% przypadków wpada się na narciarza albo innego snowboardzistę, który wymyślił, że właśnie meter od wyciągu znajduje się najlepsze miejsce do przypięcia drugiej nogi do deski! Nie to co w Austrii... Ale widoki za to ładne :)


Druga ciekawa obserwacja to knajpy na stoku - wyglądają trochę jak nasze stare sklapy Społem ;) A co robią Japończycy jak już postanowią do tej knajpy wejść? ŚPIĄ! Oto dowód:

Więcej zdjęć TU.

czwartek, 22 stycznia 2009

Nowy domek

Niektórzy domagają się nowych postów, więc niech im będzie :)

W końcu znaleźliśmy mieszkanko. Fajne i w dodatku na dole jest basen, więc w mój harmonogram dnia pomiędzy spanie, granie w gry na Facebooku, robienie zdjęć, wysyłanie CV i marudzenie, zostało wpisane moczenie się w wodzie.

Jutro pierwsza lekcja japońskiego. Może przynajmniej będzie mi się mniej nudziło...

A dla zainteresowanych -nareszcie wrzuciłam na picasę zaległe zdjęcia. Podziwiajcie :)

niedziela, 18 stycznia 2009

Japońskie rozmowy w sprawie pracy...

Po tygodniu wydzwaniania do mnie (jakoś tak nigdy nie zdążyłam odebrać) bardzo zdesperowana pani ze szkoły językowej dziękuje mi, że odebrałam telefon po czym przystępuje do zadawania szeregu głupich pytań:

- Jak długo jesteś w Japonii?
- 2 tygodnie.
- Oooooo! REALLY?!
- ...
- Dlaczego wysłałaś nam CV?
- Yyyy, bo szukam pracy! (Tu pewnie powinnam powiedzieć jacy są cudowni i w ogóle).
- Co robisz w Japonii?
- Zwiedzam sobie i jak już mówiłam, szukam pracy.
- Acha... Jakiego rodzaju masz CV?
- ?!?
- Aaaa nie, jakiego rodzaju pracy szukasz?
- Zdawało mi się, że wysłałam CV do szkoły językowej....

Po czym pani dochodzi do wniosku, że chciałaby się spotkać na rozmowę i przystępuje do wymyślenia terminu...

- W piątek o 21?
- ?! o 21 czy o 9 rano?
- o 21.
- Acha. Niech będzie.

Po czym pani mysli, mysli... i w końcu mówi:

- Jesteś już w Japonii?
- ?! No przecież mówiłam, że jestem!
- Acha, no to umówmy się na jutro o 20.
- W niedzielę??

I tym sposobem w NIEDZIELĘ o 20.00 udałam się na swoją pierwszą japońską rozmowę o pracę.

Wchodzę do biura na 4 piętrze ciasnego budynku. Otwierają drzwi i każą mi zdjąć buty! Jak powszechnie wiadomo, w Japonii zdejmowanie butów jest tradycją i jest konieczne w wielu miejscach, czasem nawet w restauracjach, ale nie przesadzajmy - przyszłam w celach biznesowych... Tak więc zdejmuję kozaki pokazując im odblaskowe skarpetki w paski (całe szczęście, że bez dziury), sadzają mnie na krześle i każą czekać. No to czekam. Za chwilę przybiega skośny, przedstawia się i mówi, że będzie ze mną rozmawiał. Skośny ma garnitur, a na nogach... klapki, bez skarpetek. Przychodzi mi do głowy pytanie czy mogę zrobić zdjęcie, bo na bloga by mi się przydało, ale się powstrzymuje (w związku z czym tylko swoje skarpetki mogę opublikować).

Skośny ma przed sobą moje CV całe popodkreślane i pozaznaczane odblaskowym mazakiem. Myśli, myśli... aż w końcu zaczyna zadawać pytania na temat mojej historii pracy. W końcu coś mu zaczyna nie pasować, więc mówi:

- Ale urodziłaś się w Polsce??
- Tak.
- Acha, acha.. hmmm... (Ciekawe gdzie to...) ale te uniwersytety to skończyłaś w Irlandii?
- Nie, w Polsce.
- Acha... (Jak to tak, ona nie native i umie mówić, a ja nie umiem!)

Przetrawił jakoś to, że ja umiem, a on nie, więc pada kolejne pytanie:

- Jak długo chcesz zostać w Japonii?
- Z jakieś pół roku.
- Tylko?!
- (Spróbuj skośny pojechać do Europy i tam posiedzieć dłużej...) Może dłużej jeśli mi się spodoba.
- Ojej, to niedobrze, to chyba nie możemy ci dać pracy, bo to praca przez internet!
- Wiem - mówię - więc co za różnica gdzie jestem?
- No bo to inna strefa czasowa jak polecisz do Europy, a my mamy z góry ustalone grafiki.
- OK. Ale jak polecę to dopiero za pół roku!
- No tak.. ale czasem nauczyciele jak lecą do domu to może.. eee.. no może u nich nie ma dobrego internetu!
- W POLSCE JEST INTERNET (Nie marnuj mojego czasu bezskarpetkowcu!)
- Acha.. no, tak, to dobrze.. bo to praca przez internet!... To jak polecisz do Polski albo gdzieś indziej, to do nas zadzwoń i wtedy możemy współpracować.

Gdzie tu logika, nie wiadomo.

czwartek, 15 stycznia 2009

Porady praktyczne

Życie toczy się leniwie, pracy nie chcą dać... mieszkanie MYŚLI... a my siedzimy w hotelu. Znczy ja. Bo A. to większość dnia spędza w pracy. Poza hotelem, owszem, fajnie, ale tak zimno, że się nie chce nosa wystawiać.

Wczoraj z nudów zapisałam się na DARMOWY japoński. I pomyśleć, że cokolwiek może być za darmo w tym kraju.. a może, tylko, że będę królikiem doświadczalnym przyszłych nauczycieli Japońskiego. Biedne Japończyki... nie dość, że będą się stresować, bo będą (starać się) uczyć, to jeszcze będą musieli stanąć przed całym stadem gajdzinów (tzn. obcokrajowców po japońsku).

A teraz informacje praktyczne - co prawda polskiego jedzenia w Japonii znaleźć nie można, ale można znaleźć to:
Polski spirytus i to w dodatku jak za darmo w porównaniu z cenami innych rzeczy tutaj: 1400 jenów spirytus, 1000 jenów piwo w pubie... 500 jenów JABŁKO. Za niecałe 3 jabłka można kupić butelkę wódki.. i to jaaaakiej! Spirytusu nie lubimy, ale lubimy Malibu z Colą, więc w ramach oszczędności (butelka Malibu + cola = 2 piwa w pubie) mamy całą butelkę Malibu. Całe szczęście, że polskich żulików spod budki z piwem nie stać na bilet to Tokio... tu to by mieli raj - alkohol tańszy od jedzenia ;)

A na koniec...białoskarpetkowiec z tokijskiego metra:

wtorek, 13 stycznia 2009

Polowanie na małe skośne

Moje życie ogranicza się ostatnio do wysyłania CV, leżenia w wannie, picia herbaty, oglądania japońskich bajeczek, grania w Geo Challenge i robienia ZDJĘĆ. A więc tematem dzisiejszej wystawy fotograficznej są Japońskie dzieci :)


poniedziałek, 12 stycznia 2009

Seijin no hi & polowanie na kimona

Seijin no hi (Coming of Age Day) to święto wszystkich tych, którzy w danym roku kończą 20 lat. Wpada zawsze w drugi poniedziałek stycznia. W Japonii 20 lat to jak u nas 18, a więc wkroczenie w dorosłość. I z tego właśnie powodu wszyscy się cieszą, bo cały naród ma wolne (mogliby i u nas takie święto wymyślić). 20-letnie Japonki ubierają się tego dnia w kimona i świętują, zaczynając we wspomnianej wcześniej Meiji Shrine, gdzie my także udaliśmy się wczoraj w celach fotograficznych :)






niedziela, 11 stycznia 2009

Meiji Shrine


Meiji Shrine to jedna z większych i najbardziej obleganych (przez Japończyków i turystów pewnie też) świątyń w Tokio. Tłumy ludzi, ale za to trafiliśmy na tradycyjny japoński slub :)


Więciej zdjęć będzie niedługo na picasie.

piątek, 9 stycznia 2009

Poszukiwanie mieszkania...

Poszukujemy mieszkania. Ciężka sprawa, szczególnie, że ja osobiście to niecierpię latać z jednego końca miasta w drugie, patrzeć, myśleć, patrzeć, myśleć, latać...

...ale przynajmniej jest z tego pożytek w postaci zdjęć.

Picie zielonej herbaty urozmaiciłam sobie uwiecznianiem Japończyków chowających się pod parasolami.

A jak nie pada, to można sobie, przy okazji oglądania mieszkań, porobić zdjęcia światełek :)

W Tokio też mają wieżę podobną do tej w Paryżu :)

środa, 7 stycznia 2009

Zachciało się Sushi...

Co by tu zjeść hmmm.... no jak w Japonii to sushi! No więc wybraliśmy się wczoraj do restauracji, w której można zjeść sushi (wcale nie trzeba było jej za bardzo szukać, bo są takie na każdym rogu). Nie rozumieliśmy co napisali w menu, ale za to były obrazki. Wybraliśmy zestaw.. i tak: ba początku przynieśli nam zupę Miso, którą z powodu braku łyżki je się tak:

A potem cała gromadę dziwnych rzeczy, które wyglądały tak:

Zdjęcia wyrażającego moje obrzydzenie niestety nie mogę zamieścić, bo się Japończyki obrażą jak zobaczą ;)

No i tak po zjedzeniu, albo raczej niezjedzeniu sushi, nadal głodni poszliśmy do sklepu poszukać normalnego jedzenia i nawet udało nam się znaleźć bułki i serek kiri :)

wtorek, 6 stycznia 2009

Wtorek, 6 stycznia, 9.30 czasu japońskiego, 1.30 czasu polskiego. Najlepsza pora na spanie, a oni mówią że... NARESZCIE!!! po ponad 15 godzinach spędzonych w samolocie w końcu wylądowaliśmy. 3-godzinne opóźnienie + 12 godzin lotu... ale w biznes klasie to można sobie latać :)
Po wydostaniu się z lotniska musieliśmy jeszcze przetrwać ponad godzinną podróż autobusem do Tokio, ale jakoś dało się wytrzymać - trochę pospaliśmy, trochę pozabawialiśmy się japońską gazetą...
...zameldowaliśmy się w hotelu, poszliśmy kupić mi japoński telefon (szukanie pracy od czegoś trzeba zacząć), a potem za pomocą tabletek na spanie deaktywowaliśmy się na 12 godz, co nie oznacza wcale, że wstawanie dziś rano było łatwe :)