Po tygodniu wydzwaniania do mnie (jakoś tak nigdy nie zdążyłam odebrać) bardzo zdesperowana pani ze szkoły językowej dziękuje mi, że odebrałam telefon po czym przystępuje do zadawania szeregu głupich pytań:
- Jak długo jesteś w Japonii?
- 2 tygodnie.
- Oooooo! REALLY?!
- ...
- Dlaczego wysłałaś nam CV?
- Yyyy, bo szukam pracy! (Tu pewnie powinnam powiedzieć jacy są cudowni i w ogóle).
- Co robisz w Japonii?
- Zwiedzam sobie i jak już mówiłam, szukam pracy.
- Acha... Jakiego rodzaju masz CV?
- ?!?
- Aaaa nie, jakiego rodzaju pracy szukasz?
- Zdawało mi się, że wysłałam CV do szkoły językowej....
Po czym pani dochodzi do wniosku, że chciałaby się spotkać na rozmowę i przystępuje do wymyślenia terminu...
- W piątek o 21?
- ?! o 21 czy o 9 rano?
- o 21.
- Acha. Niech będzie.
Po czym pani mysli, mysli... i w końcu mówi:
- Jesteś już w Japonii?
- ?! No przecież mówiłam, że jestem!
- Acha, no to umówmy się na jutro o 20.
- W niedzielę??
I tym sposobem w NIEDZIELĘ o 20.00 udałam się na swoją pierwszą japońską rozmowę o pracę.
Wchodzę do biura na 4 piętrze ciasnego budynku. Otwierają drzwi i każą mi zdjąć buty! Jak powszechnie wiadomo, w Japonii zdejmowanie butów jest tradycją i jest konieczne w wielu miejscach, czasem nawet w restauracjach, ale nie przesadzajmy - przyszłam w celach biznesowych... Tak więc zdejmuję kozaki pokazując im odblaskowe skarpetki w paski (całe szczęście, że bez dziury), sadzają mnie na krześle i każą czekać. No to czekam. Za chwilę przybiega skośny, przedstawia się i mówi, że będzie ze mną rozmawiał. Skośny ma garnitur, a na nogach... klapki, bez skarpetek. Przychodzi mi do głowy pytanie czy mogę zrobić zdjęcie, bo na bloga by mi się przydało, ale się powstrzymuje (w związku z czym tylko swoje skarpetki mogę opublikować).
Skośny ma przed sobą moje CV całe popodkreślane i pozaznaczane odblaskowym mazakiem. Myśli, myśli... aż w końcu zaczyna zadawać pytania na temat mojej historii pracy. W końcu coś mu zaczyna nie pasować, więc mówi:
- Ale urodziłaś się w Polsce??
- Tak.
- Acha, acha.. hmmm... (Ciekawe gdzie to...) ale te uniwersytety to skończyłaś w Irlandii?
- Nie, w Polsce.
- Acha... (Jak to tak, ona nie native i umie mówić, a ja nie umiem!)
Przetrawił jakoś to, że ja umiem, a on nie, więc pada kolejne pytanie:
- Jak długo chcesz zostać w Japonii?
- Z jakieś pół roku.
- Tylko?!
- (Spróbuj skośny pojechać do Europy i tam posiedzieć dłużej...) Może dłużej jeśli mi się spodoba.
- Ojej, to niedobrze, to chyba nie możemy ci dać pracy, bo to praca przez internet!
- Wiem - mówię - więc co za różnica gdzie jestem?
- No bo to inna strefa czasowa jak polecisz do Europy, a my mamy z góry ustalone grafiki.
- OK. Ale jak polecę to dopiero za pół roku!
- No tak.. ale czasem nauczyciele jak lecą do domu to może.. eee.. no może u nich nie ma dobrego internetu!
- W POLSCE JEST INTERNET (Nie marnuj mojego czasu bezskarpetkowcu!)
- Acha.. no, tak, to dobrze.. bo to praca przez internet!... To jak polecisz do Polski albo gdzieś indziej, to do nas zadzwoń i wtedy możemy współpracować.
Gdzie tu logika, nie wiadomo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
hyhyy :) a wydaje sie ze oni sa myslacymi ludzmi a tu o ... :) po chuj masz do nich dzwonic jak bedziesz w Polsce...?
OdpowiedzUsuńprosimy o nieuzywanie brzydkich slow :P
OdpowiedzUsuńno wiec ogolnie to nie wiadomo, moze chca sprawdzic czy w Polsce sa telefony :D