sobota, 7 marca 2009

News

W związku z tym, że już prawie mogę się nazwać fotografem, zapraszam tutaj :)

czwartek, 12 lutego 2009

Gruszki

Co prawda mało to ma z Tokio wspólnego, ale oto czym się ostatnio zajmuję:


wtorek, 3 lutego 2009

Tak się bawią salarymeni :)

Pewnego piątkowego popołudnia byliśmy, całkiem przypadkiem, na koncercie japońskiego zespołu rockowego. Zespół grał covery i byli całkiem nieźli, ale najlepszym przedstawieniem i tak było to, jak się bawią Japończycy... poważni (ale niezbyt już trzeźwi) biznesmeni w garniturach :)

środa, 28 stycznia 2009

Weekend snowboardowy

Byliśmy ostatnio w Nagano :) (Tam, gdzie w 1998 była olimpiada! :)). Stoki fajne, długie i dużo sniegu, sprzęt też nienajgorszy (jak wiadomo z powodów praktycznych moja osobista deseczka musiała zostać w domu). Jedyne co było trochę 'zacofane' w porównaniu do stoków np. w Austrii to wyciągi! OKROPNE! Po pierwsze wiekszość to tylko krzesełka 2 osobowe, na które się wsiada z deską przypiętą do jednej nogi - żadnego zabezpieczenia jakby komuś przyszło do głowy zeskoczyć, żadnego oparcia na nogi, nic. No i tak sobie biedny snowboardzista siedzi, deska wisi, noga boli.. a na końcu przy zjezdzie z wyciągu w 50% przypadków wpada się na narciarza albo innego snowboardzistę, który wymyślił, że właśnie meter od wyciągu znajduje się najlepsze miejsce do przypięcia drugiej nogi do deski! Nie to co w Austrii... Ale widoki za to ładne :)


Druga ciekawa obserwacja to knajpy na stoku - wyglądają trochę jak nasze stare sklapy Społem ;) A co robią Japończycy jak już postanowią do tej knajpy wejść? ŚPIĄ! Oto dowód:

Więcej zdjęć TU.

czwartek, 22 stycznia 2009

Nowy domek

Niektórzy domagają się nowych postów, więc niech im będzie :)

W końcu znaleźliśmy mieszkanko. Fajne i w dodatku na dole jest basen, więc w mój harmonogram dnia pomiędzy spanie, granie w gry na Facebooku, robienie zdjęć, wysyłanie CV i marudzenie, zostało wpisane moczenie się w wodzie.

Jutro pierwsza lekcja japońskiego. Może przynajmniej będzie mi się mniej nudziło...

A dla zainteresowanych -nareszcie wrzuciłam na picasę zaległe zdjęcia. Podziwiajcie :)

niedziela, 18 stycznia 2009

Japońskie rozmowy w sprawie pracy...

Po tygodniu wydzwaniania do mnie (jakoś tak nigdy nie zdążyłam odebrać) bardzo zdesperowana pani ze szkoły językowej dziękuje mi, że odebrałam telefon po czym przystępuje do zadawania szeregu głupich pytań:

- Jak długo jesteś w Japonii?
- 2 tygodnie.
- Oooooo! REALLY?!
- ...
- Dlaczego wysłałaś nam CV?
- Yyyy, bo szukam pracy! (Tu pewnie powinnam powiedzieć jacy są cudowni i w ogóle).
- Co robisz w Japonii?
- Zwiedzam sobie i jak już mówiłam, szukam pracy.
- Acha... Jakiego rodzaju masz CV?
- ?!?
- Aaaa nie, jakiego rodzaju pracy szukasz?
- Zdawało mi się, że wysłałam CV do szkoły językowej....

Po czym pani dochodzi do wniosku, że chciałaby się spotkać na rozmowę i przystępuje do wymyślenia terminu...

- W piątek o 21?
- ?! o 21 czy o 9 rano?
- o 21.
- Acha. Niech będzie.

Po czym pani mysli, mysli... i w końcu mówi:

- Jesteś już w Japonii?
- ?! No przecież mówiłam, że jestem!
- Acha, no to umówmy się na jutro o 20.
- W niedzielę??

I tym sposobem w NIEDZIELĘ o 20.00 udałam się na swoją pierwszą japońską rozmowę o pracę.

Wchodzę do biura na 4 piętrze ciasnego budynku. Otwierają drzwi i każą mi zdjąć buty! Jak powszechnie wiadomo, w Japonii zdejmowanie butów jest tradycją i jest konieczne w wielu miejscach, czasem nawet w restauracjach, ale nie przesadzajmy - przyszłam w celach biznesowych... Tak więc zdejmuję kozaki pokazując im odblaskowe skarpetki w paski (całe szczęście, że bez dziury), sadzają mnie na krześle i każą czekać. No to czekam. Za chwilę przybiega skośny, przedstawia się i mówi, że będzie ze mną rozmawiał. Skośny ma garnitur, a na nogach... klapki, bez skarpetek. Przychodzi mi do głowy pytanie czy mogę zrobić zdjęcie, bo na bloga by mi się przydało, ale się powstrzymuje (w związku z czym tylko swoje skarpetki mogę opublikować).

Skośny ma przed sobą moje CV całe popodkreślane i pozaznaczane odblaskowym mazakiem. Myśli, myśli... aż w końcu zaczyna zadawać pytania na temat mojej historii pracy. W końcu coś mu zaczyna nie pasować, więc mówi:

- Ale urodziłaś się w Polsce??
- Tak.
- Acha, acha.. hmmm... (Ciekawe gdzie to...) ale te uniwersytety to skończyłaś w Irlandii?
- Nie, w Polsce.
- Acha... (Jak to tak, ona nie native i umie mówić, a ja nie umiem!)

Przetrawił jakoś to, że ja umiem, a on nie, więc pada kolejne pytanie:

- Jak długo chcesz zostać w Japonii?
- Z jakieś pół roku.
- Tylko?!
- (Spróbuj skośny pojechać do Europy i tam posiedzieć dłużej...) Może dłużej jeśli mi się spodoba.
- Ojej, to niedobrze, to chyba nie możemy ci dać pracy, bo to praca przez internet!
- Wiem - mówię - więc co za różnica gdzie jestem?
- No bo to inna strefa czasowa jak polecisz do Europy, a my mamy z góry ustalone grafiki.
- OK. Ale jak polecę to dopiero za pół roku!
- No tak.. ale czasem nauczyciele jak lecą do domu to może.. eee.. no może u nich nie ma dobrego internetu!
- W POLSCE JEST INTERNET (Nie marnuj mojego czasu bezskarpetkowcu!)
- Acha.. no, tak, to dobrze.. bo to praca przez internet!... To jak polecisz do Polski albo gdzieś indziej, to do nas zadzwoń i wtedy możemy współpracować.

Gdzie tu logika, nie wiadomo.

czwartek, 15 stycznia 2009

Porady praktyczne

Życie toczy się leniwie, pracy nie chcą dać... mieszkanie MYŚLI... a my siedzimy w hotelu. Znczy ja. Bo A. to większość dnia spędza w pracy. Poza hotelem, owszem, fajnie, ale tak zimno, że się nie chce nosa wystawiać.

Wczoraj z nudów zapisałam się na DARMOWY japoński. I pomyśleć, że cokolwiek może być za darmo w tym kraju.. a może, tylko, że będę królikiem doświadczalnym przyszłych nauczycieli Japońskiego. Biedne Japończyki... nie dość, że będą się stresować, bo będą (starać się) uczyć, to jeszcze będą musieli stanąć przed całym stadem gajdzinów (tzn. obcokrajowców po japońsku).

A teraz informacje praktyczne - co prawda polskiego jedzenia w Japonii znaleźć nie można, ale można znaleźć to:
Polski spirytus i to w dodatku jak za darmo w porównaniu z cenami innych rzeczy tutaj: 1400 jenów spirytus, 1000 jenów piwo w pubie... 500 jenów JABŁKO. Za niecałe 3 jabłka można kupić butelkę wódki.. i to jaaaakiej! Spirytusu nie lubimy, ale lubimy Malibu z Colą, więc w ramach oszczędności (butelka Malibu + cola = 2 piwa w pubie) mamy całą butelkę Malibu. Całe szczęście, że polskich żulików spod budki z piwem nie stać na bilet to Tokio... tu to by mieli raj - alkohol tańszy od jedzenia ;)

A na koniec...białoskarpetkowiec z tokijskiego metra: